KANONIZACJA JANA PAWŁA II – WSPOMNIENIE
Od świętych- Cyryla i Metodego po świętych – Jan XXIII i Jana Pawła II.
Pielgrzymka na kanonizację obu wspomnianych w tytule papieży była dla mnie wydarzeniem szczególnym w wielu wymiarach- od osobistego, przez zawodowy aż po religijny, duchowy.
Mimo wielu trudności, na jakie napotykałam przed wyjazdem, szczęśliwie dołączyłam do grona tych, którzy zdecydowali się osobiście uczestniczyć w święcie świętych XX i XXI wieku. Co więcej, wśród grona pielgrzymów, tworzących naszą grupę, znaleźli się ludzie w bardzo różnym wieku- studenci, aktywni zawodowo i emeryci, były małżeństwa, grupy przyjaciół i wędrowcy indywidualni. Ja stanowiłam tę ostatnią grupę i wiele przemawiało za tym, że samotna wyprawa będzie dla mnie o wiele bardziej uciążliwa. Przewidywania te na szczęście się nie sprawdziły. Z całą pewnością stało się tak dlatego, że tę różnorodną grupę łączył oczywiście wspólny cel- podróż w podzięce za wszelkie intencje zanoszone do „naszego papieża”, który uczył pielgrzymowania do świętości. Po drugie, dobry Bóg dał mi poznać tak wielu ciekawych ludzi, ich motywacje uczestnictwa w Kościele, że oprócz podróży wdzięczności, odnalazłam kolejny moment mojego życia, odkryłam nowe drogi wiary.
Trudy podróży rekompensowała pilotka – P. Kamila z biura Ad Astra. Do dziś pełna jestem podziwu dla erudycji, zdolności organizacyjnych, umiejętności komunikacyjnych wspomnianej osoby. Muszę przyznać, że lektury, które przygotowałam na dwudniową drogę zostały przeze mnie przywiezione w stanie nienaruszonym. Stało się tak dlatego, że P. Kamila bardzo ciekawie opowiada, dzieląc się wiedzą dostosowaną do charakteru konkretnej pielgrzymki. Na początku podróży byłam przekonana, że zapamiętam wszystkie wiadomości, ale z godziny na godzinę było coraz gorzej z pojemnością mojej pamięci. Dlatego, podglądając zwyczaje innych pielgrzymów, ze skruchą poprosiłam o kartki i zaczęłam pokornie notować, by ulżyć nieco własnej pamięci.
Kiedy dziś zaglądam w te zapiski, wyraźnie dostrzegam ideę tej podróży, której istotę zdradza tytuł niniejszego artykułu. Podróżując na kanonizację, za sprawą narracji naszej pilotki, pielgrzymowaliśmy do źródeł chrześcijaństwa europejskiego- od czasów średniowiecza po współczesne, od Cyryla i Metodego po Jana Pawła II i Jana XXIII. Wraz z kolejnymi postaciami świętych, odkrywaliśmy różnorodne koncepcje świętości- ascetyczne, miłosierne, męczeńskie. Utrwalaliśmy przekonanie, że u źródeł każdej z nich leżą wartości- wiary, miłości, nadziei, że każda z nich jest drogą, pielgrzymowaniem do Absolutu a drogi wszystkich świętych, prowadzą do nieba, podobnie jak drogi wszystkich pielgrzymów prowadzą do Rzymu!
Czas kanonizacji wspominam najwyraźniej- nocne czuwanie pod gołym niebem w wielojęzycznym tłumie- rozśpiewanym, rozmodlonym, wyczekującym otwarcia bram Placu Św. Piotra. Nie umiem zrozumieć, jak udało nam się wytrzymać niemal całą noc na stojąco, jak udało się nam dostać na Plac Św. Piotra i mimo ogromnego zmęczenia doczekać mszy kanonizacyjnej. Opatrzność czuwała nad pogodą- zapowiadano ulewne deszcze, a, jak było widać, świeciło nam nawet słońce! Kolejna dawka wzruszeń miała miejsce już po kanonizacji, gdy papież Franciszek wyruszył w tłum, oczekujący nie tylko na placu, ale i wzdłuż uliczek wypełnionych pielgrzymami. Jego spontaniczność, otwartość i radość były rekompensatą za wszelkie niedogodności nieprzespanej nocy poprzedzającej kanonizację.
Kolejny dzień także spędziliśmy w Rzymie- wciąż zatłoczonym, gwarnym, pełnym Polaków i innych nacji. Dzięki grupowej solidarności, mimo niezwykle długiej kolejki, udało nam się wejść do Bazyliki Św. Piotra, niektórzy dotarli nawet do grobów, a naszą operatywność potwierdzają róże z ołtarza papieskiego, zdobyte z niemałym trudem przez kilka uczestniczek pielgrzymki.
Stolica Piotrowa była najważniejszym, ale nie jedynym celem naszej wyprawy. W programie znalazły się jeszcze- Wezuwiusz, Pompeje, Neapol, Cascia, Norcia, Asyż, Florencja. Dodatkowo, dzięki uprzejmości pilota, zwiedziliśmy też Monte Casino. Nie sposób wartościować o wspomnianych wyżej miejscach. Każde miało swój niepowtarzalny charakter i budziło wiele emocji- od zachwytu, przez zdziwienie, aż po dystans, warunkowany naszym polskim stereotypowym myśleniem o wyższości niektórych nacji (w tym naszej, oczywiście). Emocje, opinie i spostrzeżenia, nieraz wspólne, a często odmienne, omawialiśmy przy wieczornych, włoskich kolacjach, które ze względu na italiańską opieszałość trwały dosyć długo. Nie przeszkadzało to nam jednak, bo była to w końcu okazja do lepszego poznania, nawiązania przyjaźni.
Po ośmiu dniach naszej pielgrzymki szczęśliwie dotarliśmy do Kielc. Bogactwo przeżyć z pewnością długo jeszcze będzie nam towarzyszyć w codziennym życiu, bo o to przecież chodziło! W uwielbieniu Boga za obu papieży odnaleźliśmy namiastkę własnej drogi, własnej pielgrzymki, wspólnotę podróżujących do świętości.
Pątniczka